„Rak wrócił, ale nie mogę pozwolić mu wygrać”

W internecie trwa zbiórka na leczenie mieszkanki Gminy Strzałkowo, Iwony Król.

– Mam na imię Iwona, jestem mamą trzech fajnych chłopaków. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę w sytuacji, w której właśnie się znajduje na pewno bym mu nie uwierzyła. Fakt, RAK – bo o nim tu mowa – jest dziś wszechobecny i słyszy się o nim nie raz, ale kiedy dowiadujesz się, że padło właśnie na ciebie czujesz… No właśnie, trudno nawet napisać, co czujesz…

Dwa lata temu zachorowałam na raka jelita grubego. Jak to bywa zazwyczaj, diagnoza przyszła niespodziewanie, bez żadnych objawów. Dobre anioły bardzo mi pomogły, bo operacja usunięcia guza odbyła się bardzo szybko – miesiąc po wykryciu nowotworu. Miał to być koniec mojej walki…

Niestety, ta przebiegła choroba nie chciała dać za wygraną tak szybko. Podczas operacji okazało się, że węzły chłonne przy jelicie były również zajęte, dlatego musiałam poddać się profilaktycznej chemioterapii. Przyjęłam 12 kursów i choć nie było łatwo walczyłam z całych sił. Infuzor towarzyszył mi nawet w pracy, bo tam choć na chwilę zapominałam, z czym muszę walczyć. Chciałam być wśród ludzi, wśród dzieci – to dawało mi siłę.

W sierpniu 2023 zakończyłam leczenie. Znów uśmiechałam się do ludzi, bo miałam za sobą bardzo trudny czas, a w sercu nosiłam nadzieję, że znów będzie normalnie. O mojej chorobie wiedziało bardzo mało osób. Nie chciałam, by ktoś patrzył na mnie przez pryzmat tego, że jestem chora… W końcu zawsze byłam bardzo samodzielna.

Przez pół roku cieszyłam się zdrowiem, aż do czasu ostatniego kontrolnego tomografu. Usłyszałam, że lekarze podejrzewają wznowę na węzłach chłonnych. Zmiana mała, ale trzeba zacząć chemioterapię. Tym razem leczenie miałabym przyjmować do końca życia, co dwa tygodnie… Po raz kolejny rozbita na milion kawałków stanęłam do walki. Przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo.

Leczenie zaczęłam w lutym tego roku. Niestety pomimo tego, że zawsze byłam silna i niezależna chemia położyła mnie na łopatki. Miałam wszystkie możliwe skutki uboczne. Ten czas był jakby wycięty z mojego życia, był utratą człowieczeństwa… Wszystkiego…

Moje życie to walka już nie tylko z chorobą, ale z moimi myślami… Co zrobić? Czy mam jeszcze jakikolwiek wpływ na to jak wyglądać będzie moje życie? Setki pytań w głowie i brak odpowiedzi… Upadłam na tej drodze już wiele razy, ale to nieważne – ważne jest dla mnie to, że kiedy już wydaje mi się, że dalej nie chce walczyć, pojawia się nadzieja. Ona nigdy nie umiera. Pozwala mi znowu wstać i szukać pomocy dalej. Przecież nie jestem sama – mam dla kogo żyć.

Od lipca zaczęłam leczenie w Bawarii. Zrezygnowałam z chemioterapii… Cały czas jestem aktywną osobą, szukam rozwiązań. Zmiany na węzłach są na tyle małe, że nie mogą być operowane. Zdecydowałam poddać się szczepionkom dendrytycznym, opracowywanym w klinice w Niemczech po pobraniu osocza z mojej krwi.

Niestety leczenie za granicami naszego kraju jest bardzo kosztowne i nawet jeśli zacznę je opierając się na własnych oszczędnościach, to nie poradzę sobie, by doprowadzić je do końca. Jest mi trudno prosić o cokolwiek, bo zawsze to ja pomagałam komuś i sprawiało mi to niesamowitą radość.

Tym razem jest odwrotnie… To ja proszę Cię o pomoc – czytamy na stronie zbiórki, którą znajdziecie TUTAJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *